Rano w Grand Sea Resort pusto jak cholera, nigdzie żywej duszy, tylko kilku Tajów poleruje drewniany stół. Piękny, bujny ogród z piaskowymi ścieżkami, dwa baseny, cały teren górzysty, część domków hotelowych na wzniesieniach, w recepcji nikogo, szukamy śniadania. Restauracja nad basenem z widokiem na morze, siadamy po turecu przy stolikach na drewnianym tarasie, zamawiamy śniadanie, oprócz nas jeszcze jedna para. Po posiłku szybko na plażę ! Przepiękna zatoka wśród skałek, tylko dla gości hotelowych. Byłoby cudownie gdyby nie BRAK WODY ! Ktoś odsunął morze jakieś 100-200 metrów od plaży ! Zgroza, błotko, szuwary. Niemożliwe, co robić ?
Zasuwamy do centrum portowego wymyślając po drodze jak się wymigać od kilkudniowej rezerwacji ? (to był jedyny hotel, który nie został z góry opłacony) Trafiamy do TAT i pytamy gdzie jest morze ? Uprzejma Tajka wyjaśnia, że z drugiej strony wyspy na Full Moon Party Beach i być może na jeszcze jednej plaży, bo warunki meteorologiczne i pora roku i bla bla dają taki efekt, że nie ma wody po tej stronie wyspy. Wspomniana plaża jest 20 km stąd. Szybka decyzja o wypożyczeniu skuterka (180 BTH / doba), trzeba zostawić paszport, zasuwamy na drugi koniec wyspy i robimy przegląd hoteli na cudownej, białej plaży z drobnym piaskiem i turkusową wodą jak na pocztówkach. Wybieramy Tommy Resort. Bardzo uprzejmy recepcjonista pokazuje jeden pokój - kiepski widok, potem domek w ogrodzie - żadne halo i drogi, potem ostatni pokój - widok plażę i tarasik nad basenem, bierzemy na trzy dni ! "Taka szybka decyzja ?" pyta recepcjonista. "Tak, ale poproszę transport z portu do hotelu" - mówię. "No problem" - odpowiada i ustalamy spotkanie za 2 godziny pod 7-eleven w centrum.
Zasuwamy skuterkiem do portu, parkujemy w wypożyczalni i prosimy o przypilnowanie, potem z buta do hotelu i wciskamy opowieść o strasznym bankomacie pożerającym karty turystom. "Mam opłacony hotel na Koh Samui" - mówię i tam jeszcze dziś płyniemy, bo bez gotówki ciężko jest. Wszyscy mi współczują, bo to niedziela i nie mam szans na odzyskanie karty, płacę gotówką za jedną noc i proszę o trasport do portu z bagażami :) Wskakujemy na pakę, za nami biegnie Tajka wołając, że zapomniała o rachunku za śniadanie, płacimy z napiwkiem, chcemy odjeżdzać, ale biegnie mała dziewczynka z resztą 30 BTH, zostawiam jej napiwek i wreszcie odjeżdżamy.
W porcie krótka przerwa pod 7-eleven, za chwilę jest jeep z hotelu Tommy Resort. Wskakuje Ewa i bagaże, a ja zasuwam skuterkiem. Po kilku kilometrach kończy mi się paliwo, butelkę etyliny kupuję na szczęście tylko 50 metrów dalej, udało się. Dojeżdżam do hotelu prawie równocześnie z jeep-em, recepcjonista bierze bagaże, pokój już znamy, prysznic i wypad rozpoznawczy. Zwiedzamy południe wyspy, dziesiątki wspaniałych uliczek, ogromna plaża, kolacja w hotelu. Jutro będzie jeszcze ciekawiej !