Koniec lenistwa, wypożyczamy skuter (600BTH/3 dni) i wyruszamy na południowy koniec wyspy, do którego nie dotarliśmy w ubiegłym roku. Po drodze tyle atrakcji podczas zwiedzania różnych, ukrytych plaż, malutkich restauracyjek prowadzonych często przez Europejczyków, że przy wjeździe do Parku Narodowego jesteśmy strasznie późno. Rezygnujemy, może następnym razem. W drodze powrotnej skręcamy za drewnianym znakiem na Bamboo Beach z knajpką i leżącymi miejscami w otoczeniu ogromnych palm. Zaczyna padać, zamawiamy duże jedzenie i duże piwo, leje jak z cebra, widok na morze jak z bajki. Godzinka przerwy wystarcza, czerwone curry i ostra zupa przepyszne, koniec deszczu, wracamy. Po drodze kupujemy wycieczkę do Szmaragdowej Jaskini na wyspie Ko Mook.
Przed zachodem słońca widzimy na naszej plaży ogromny odpływ i dziesiątki tajskich kobiet z dziećmi zbierających małże/muszle, trochę pomagamy, dziękują zdziwione, może zjemy te muszle dziś w porcie ? Wieczorem szukamy restauracji pośród całego ich mnóstwa położonego na palach, wybieramy jedną. Ewa zamawia 5 ogromnych krewetek (250BTH), a ja rybkę pół kilo (250BTH), później jeszcze chiński sklepik i pora spać.