Lot do Abu Dhabi z niespodzianką na miejscu. Opóźnienie chyba z sześć godzin, żadnej informacji ze strony Airberlin, a na innowierców patrzą spod łba. Ceny z kosmosu, włóczymy się po lotnisku przyglądając się wysokim Arabom w sandałach i galabijach oraz prowadzonym przez nich stadom Arabek w nikabach, burkach i innych czarnych workach. Zresztą nikt nie wie, kto lub co jest pod czarną zasłoną, nawet celnik rzucił okiem na paszporty trzymane przez właściciela stada i przepuścił wszystkich. A jak tam była koza albo terrorysta ? Śpimy na krzesłach i ławeczkach, jemy kanapki za cenę trzech obiadów w Tajlandii, skończyła się brandy, a arabskie piwo dwie dychy.
Po ośmiu godzinach, przejściu odprawy, czekając na wejście do samolotu dowiadujemy się od wielu innych, polskich pasażerów co się stało. Samolot Airberlin miał wczoraj kłopoty po starcie z Phuket, lądował awaryjnie i zarządzono przegląd całej floty. Rozumiem, awaria, panika, ale kompletny brak informacji i pomocy na lotnisku Abu Dhabi, gdzie niektórzy Polacy utknęli nawet na 30 godzin, to skandal, a jak się jutro okazało Airberlin dał ciała na całej linii nie tylko w Emiratach.
Starujemy, prosimy stewardesy o informacje na temat połączenia z Polską, bo na planowy samolot nie zdążymy na pewno, obiecują pomóc, ale palcem nie kiwnęły, nieładnie...