Pobudka o 8 rano, śniadanie, ostatni przegląd bagażu, bilety i paszporty są, to najważniejsze. Pakujemy się osobówki, która ma nas zawieźć na lotnisko. Razem z nami chce się zapakować jeszcze jedna para, tylko, że ich bagaże to wielkie kufry. Kierowca nie widzi problemu, ładuje kufry, na nie układe nasze torby, klapa bagażnika jest prawie pionowo, całość próbuje omotać jakimić gumami i pasami, może nie zgubimy bagaży.
Wyjeżdżamy z naszej uliczki na główną, kierowca nie bardzo się rozgląda, a może kufry wszystko zasłaniają, nagle uderza w nas motorek. Huk, trzask, motorek sie przewraca, kierowca motorka leży na ulicy, robi się lekkie zamieszanie. Dosłownie za dwie minuty podjeżdża policja, też na motorku, jakiś smochód, który wcale nie wygląda na karetkę, ale pakuje poszkodowanego kierowcę na noszach na pakę i odjeżdża; chyba go nie porwali :)
Nasz kierowca wykonuje kilka czynności na raz, tłumaczy się policji, pociesza rannego, zamawia dla nas dwie taksówki, przeprasza, rozplątuje gumki i paski z naszych bagaży, kierowcy taksówek łapią nasze bagaże, oczywiście mieszają nie nasze kufry z naszymi torbami, więc przepakowują wszystko z powrotem, ustalamy lotniska, bo jak się okazuje jedziemy na dwa różne, tłum gapiów powoli się zmniejsza, odjazd. Tylko kwadrans opóźnienia, jak oni to zrobili ?
Odprawa jak z płatka, lot smutny, bo w przeciwną stronę, 11 godzin, Berlin, przesuwamy zegarki, uczucie jakbyśmy przesunęli się z czasu wakacji do czasu pracy...