Kilka godzin przerwy na przesiadkę, wylot wieczorem, zdobywamy miejsce na leżankach, drzemka, przegląd zabranej prasy. W sklepiku z piwem obsługuje nas uprzejma Polka, piwo nie chce równo stać na leżance, przewraca się i jak na prawdziwego pszeniczniaka przystało, wybucha pianą. Zalewam stolik przy leżance i pół lotniska podłogi, ale nikt wokół mnie nie przejmuje się tym wypadkiem.
Dotrwaliśmy do odprawy, bramki trochę piszczą, ale wszystko przebiega sprawnie i szybko, docieramy do Airbusa A380, czyli dwupoziomowego, czterosilnikowego SuperJumbo. Mamy podział na trzy klasy, czyli 555 podróżnych. Gdyby wszystkich upchać ekonomicznie to jeszcze trzy stówy mogłyby się zmieścić. Telewizorki, filmiki, muzyczki, posiłki, napoje odkażająco-usypiające i późny wieczór sprawiają, że lekko się wiercąc spaliśmy całą noc, aż do czasu, kiedy stewardesy obrzucały nas gorącymi ręczniczkami do wytarcia twarzy.
Przestawiamy zegarki 7 godzin do przodu, lot trwał ok. 12 godzin, lądujemy ok. 17 czasu lokalnego.