Nie zaspaliśmy. Kwadrans przed przyjazdem konduktor poszarpuje firanki przy kuszetkach i informuje o zbliżającej sie stacji. Wysiadamy ok. 6:30, budyneczek dworca ma ok. 50 m.kw. i jeszcze się nie obudził. Chłopak o wyglądzie Anglika z olbrzymim plecakiem pyta mnie, czy wiem kiedy otwierają i w którą stronę trzeba iść, aby dojść do promu. Hmm, chyba wkrótce się zgubi na dobre.
Na dworcu i wokół wszystko jest zamknięte, a o skrytkach bagażowych nikt tu nie słyszał. Otwarty jest przewoźny meczet, kontener do modlitwy dla muzułmanów, wyposażony w krany z bieżącą wodą do ablucji. Na szczęście pani z toalety zna rozkład przyjazdów i za 0,20RM udostępnia lekko obskurne pomieszczenia z kibelkami. Po kąpieli w umywalce decydujemy się przedostać na Penang z bagażami, przechodzimy mostkiem nad ulicą, znaki prowadzą do promu oraz autobusów, skręcamy w kierunku promu.