Pobudka 6:00, prysznic, kończymy pakowanie, śniadanie, bus podjeżdża pod Sonya i zawozi nas do portu, skąd promem płyniemy 1,5 godziny na Phuket. W porcie mafia taksówkowa zwariowała kompletnie, chcą 500BTH/os. przy min. trzech osobach w taksówce. Nie wpuszczają do portu nikogo "obcego". W centralnym miejscu ustawiono stoisko z biletami do taksówki lub busa (400BTH/os), a wokół kłębią się kierowcy z tabliczkami TAXI, którzy i tak kierują wszystkich do stoiska z biletami. Zdezorientowani turyści ustawiaja się w kolejce i jak owce kupują bilety. Czekamy 20 min., aż tłum się rozjedzie i próbujemy coś targować, ale uparciuchy nie chcą obniżyć ceny nawet o 100BTH.
Tego za wiele, zabieramy torby i turlamy się w kierunku wyjazdu z portu. I to - o czym zapomnieliśmy - jest zawsze skuteczna zagrywka, uciekać od naciągaczy. Do wyścigu o dwoje odchodzących klientów startuje kilka osób: staruszek, który nie mówi po angielsku, naciagacz krzyczący z ławki (może ma chore nogi), prywatny kierowca wjeżdżający właśnie do portu oraz młody naciagacz, który dogania nas tuż przed wyjazdem. Wiemy, że autobus do dowolnej plaży kosztuje 30BTH/os, dojazd do autobusu max. 200BTH, ale to mogłoby potrwać godzinę lub dłużej. Mówię chłopakowi, że znam ceny i mogę zapłacić 400BTH za podwiezienie po hotel, obracam się i idziemy dalej. Przy wyjeździe zaskoczony pan pilnujący wjazdu coś intensywnie tłumaczy rękami, ale mijamy go z uśmiechem. Cała zabawa trwa 5 min. i jakieś 150 metrów, kiedy chłopak przemyślał cenę, dogania nas i mówi, że zaraz podjedzie. Wraca prywatnym samochodem i za pół godziny jesteśmy w hotelu Pool Side Kata Resort.
Niestety wczorajsza rezerwacja na Agodzie nie została potwierdzona, brak emaila i mamy cenę "z ulicy". Oczywiście nie ma pokoi Superior tylko Deluxe. Drogo, próbujemy targować na pięć nocy, ale nic z tego, wszyscy jadą na powodzi w północnej Tajlandii i rzekomym obłożeniu hoteli. Bierzemy tylko jedną noc za 2600BTH/pokój ze śniadaniem. Pokój niezły, szybki prysznic i wyruszamy na spokojne poszukiwania nowego hotelu. I przeżywamy szok.
W ciągu dwóch lat Phuket zostało całkowicie zrusyfikowane: napisy, neony, ulotki, menu w restauracjach, wszystko po rosyjsku. Biura podróży dla Rosjan, hotele dla Rosjan, a sprzedawcy mówią po rosyjsku. Na szczęście turystami nie są Nowi Ruscy obwieszeni złotem, tylko młode pokolenie bez buty i chamstwa. Cóż, cena w Aerofłot i Aerosvit czyni cuda. Po odwiedzeniu kilku hoteli wybieramy Kata Lucky Villa, ciut na uboczu, co przy planowanym skuterku jest bez znaczenia, ale z dala od stonki turystycznej. Cena wyjściowa 2700BTH/domek ze śniadaniem zamienia się na 2100BTH kiedy wychodzimy szukać dalej. Wstępnie rezerwujemy, wracamy na basen do hotelu, wieczorem spacer wzdłuż plaży i kolacja na ulicy. Ceny nadal bardzo przyjazne, choć część sprzedawców próbuje dwukrotnych, a nawet trzykrotnych przebitek. Jako środki odkażające stosujemy znane, lokalne trunki, rum SangSom oraz whiskey Hong Thong, czas spać, jutro zmiana hotelu.