Śniadanie w Sonya Restaurant, to dwa ogromne tosty z masłem, dwa jajka sadzone, szynka na gorąco, pieczone parówki oraz omlet z czekoladą i wiórami kokosowymi, świeże owoce, kawa, herbata, free wifi, 260BTH/2os.
Po śniadaniu planujemy sprawdzić sąsiednią plażę, na której początkowo chcieliśmy się zatrzymać. Łapiemy tuk-tuka i jedziemy na Klong Noi Beach. Spacerem po plaży oglądamy hotele, wszystkie to wolnostojące bungalowy, od słomianych, po luksusowe, drewniane lub murowane. Ceny od 500BTH do kilku tysięcy. Wracamy do Coconut pod prysznic. Sonya ma skuterek za 250BTH/dzień, bierzemy.Tankujemy w budce samoobsługowej, 25BTH/L i jedziemy na południe wyspy zachodnim wybrzeżem. Po drodze odwiedzamy kilka biur podróży dla orientacji oraz kilka przepięknych, ale prywatnych plaży należących do bardzo drogich hoteli. Na południowym końcu wyspy zamawiamy w przydrożnej knajpie szaszłyki, surówki i zimne piwo. Po przemyśleniu tego, co zobaczyliśmy zmieniamy plan. Zostajemy kolejną noc w Coconut, a jutro rano płyniemy na Phuket, skąd zrobimy jednodniowy wypad na Krabi. Wracamy wybrzeżem zachodnim, odwiedzamy fermę krewetek i małą świątynię Buddy, łapiemy gumę 50m od warsztatu, wymiana dętki 200BTH, trafiamy na festyn w okolicy Phra Ae Beach. Loterie, stragany i mnóstwo ulicznych kuchni. Jemy pyszną zupę z krewetkami, muszlami i kalmarami, na deser ciastka z kremem i piwko z lodu. Może odkażanie pomoże. Podsumowując objazd wyspy: jest stosunkowo dzika, słabo oznaczona, a mapy to turystyczny żart. Jest bardzo zielona i nie zalana stonką turystyczną, trochę przypomina dwukrotnie większą Ko Phangan. W ciągu jednego popołudnia spotkaliśmy kilkakrotnie małpy, a raz jakieś olbrzymie jaszczurki. Może kiedyś tu wrócimy...
Wracając kupujemy bilet na jutrzejszy, poranny prom na Phuket za 700BTH/os. W Sonya bez problemu zamawiamy wczesne śniadanie, a w recepcji naszego hotelu regulujemy rachunek, krótszy o jedną noc. Kąpiel w hotelowym basenie, włączają nam bąbelki, jest miło, pora spać. Jutro Phuket.