busem z Trang do New Coconut bungalow

Nasz bilet działa nadal, jedziemy do portu, gdzie podczas 10 minut czekania kupujemy kiść małych bananów za 20BTH. Wjeżdżamy na mały prom towarowy, ciasno na lusterka, prom uzupełniamy tłumem ludzi na skuterkach. Dopływamy do Lanta Noi, przejeżdżamy do kolejnej przeprawy i drugim promem dopływamy do Lanta Yai. Kierowca rozwozi wszystkich do ich hoteli, kiedy dojeżdżamy do naszego jest już ciemno.

Pierwsze wrażenie marne, ciemno i głucho, z terkotem kółek w torbach dochodzimy do recepcji. Dostajemy klucz do małego domku tuż nad basenem. Lekka klaustrofobia, brak wentylacji, w pokju okno nad łóżkiem, w kibelku okno fix, hmm. Później się zastanowimy, bierzemy szybki prysznic i wychodzimy coś zjeśc. Niestety drzwi się nie zamykają, a przez szparę w drzwiach można oglądać recepcję. Dwóch Tajów poddało sie po 5 minutach, zmieniamy domek na dwukrotnie większy, los tak chciał. Z kolacją w hotelu lipa, polecają Sonya Guest House & Restaurant 100m dalej, idziemy.

Sonya okazuje się gastronomicznym strzałem w dziesiątkę. Spotykamy kilkoro Polaków, chwalą jedzenie w Sonya i polecają drinki w barze WhereElse. Po kolacji spacerem plażą docieramy do polecanego baru, klimatyczne miejsce z hamakami wśród palm i miejscami leżącymi tuż przy plaży. Świetne Mohito i niezła muza; prawie zasypiamy. Wracamy, pora spać, jutro zwiedzamy wyspę.

Komentarze (0)