Port w Kuah to mini centrum handlowo-usługowe z przechowalnią bagaży przy samym wyjściu. Mafia taksówkowa wyposażona w elektryczne nagłośnienie usiłuje sprawić wrażenie jedynego, słusznego środka lokomocji. Po krótkim rozeznaniu i ustawieniu bagaży lekko z boku szaleństwa turystycznego, oferty transportu same do nas przychodzą. Człowiek z prywatnym samochodem podwozi nas do hotelu oddalonego o 4 km za 8RM. Mamy rezerwację na dwie noce, wypełniamy papierki, trzeba płacić z góry, hmm, niech im będzie (120RM/2os/noc). Pokój jak pokój w normalnym, cywilizowanym świecie, ale to najpiękniejszy pokój w naszej podróży - pierwszy od czterech dni. Prysznic, mała drzemka, prysznic, przebieramy ciuchy, paszporty do sejfu, wypad pieszy do najbliższej okolicy w poszukiwaniu kolacji.
Dość blisko znajdujemy grupę chińskich restauracji, wybieramy jedną z nich i zamawiamy piwo (3,5RM/0,32L), smażony makaron z owocami morza (7RM) oraz rybę, która okazała się 1,2kg potworem (40RM), bo zapomniałem sam wybrać. Pierwsza noc w prawdziwym łóżku jak balsam spływa na nasze zmęczone wszystko. O odkażaniu po rybce nie zapomnieliśmy.