Rano budzi nas muezzin nawołujący z pobliskiego minaretu. Śniadanie, prysznic i w drogę. Metrem jedziemy raptem dwa przystanki na południe w stronę wyspy Sentosa, 350m. dalej jest Cable Car Tower, jedna ze stacji przesiadkowych kolejki linowej. Bilet (19S$/os.) uprawnia do przejazdu przez trzy stacje, dwie na lądzie i jedną na wyspie. Warto "zawrócić" w strone lądu i na pierwszej stacji rzucić okiem na Singapur, przyjechać z powrotem na stację, z której wyjechaliśmy i nie wysiadając pojechać na wyspę. Niezłe widoki gwarantowane (zrezygnowaliśmy z odcinka powrotnego na rzecz darmowej kolejki MonoRail)
Po wyspie kursuje kilka linii klimatyzowanych autobusów (3S$/os.) oraz bezpłatna kolejka na kółkach z zadaszonymi siedzeniami. Atrakcji mnóstwo, od urokliwych alejek wśród zieleni ozdobionej wodospadami poprzez cyrkowe popisy zwierząt i ptaków aż do lunaparku jak w Hollywood, a raczej Bollywood. Generalnie plastikowo, tłumnie i drogo. Cięzko uciec od ruchomych schodów, znaków nakazu, zakazu i sztucznego wszystkiego. Piwo prawdziwe, trafilismy na "promocję", dwa piwa w cenie jednego, czyli 8S$ za dwie puszki 0,33L. Decydujemy się na oceanarium (19S$/os.) gdzie największe wrażenie robi podwodny tunel. Nad nami rekiny, olbrzymie płaszczki i dziesiatki kolorowych stworzeń morskich. W cenie biletu małe show z delfinami i fokami, ale nie lubię tego typu pokazów. Delfin skacze przez kółko, a foka klaszcze w rytm dudniącej muzyki. Widownia też klaszcze. My idziemy na plażę, odwiedzamy najdalej na południe wysunięty kawałek kontynentalnej Azji, jesteśmy podobno 136 km od równika. Japońskie piwo w małym spożywczaku 8S$/0,5L.
Wracamy bezpłatną kolejką, przesiadka w metro, prysznic w hotelu i dalej metrem do Suntec City zobaczyć fontannę bogactwa, podobno najwieksza na świecie. Spóźniliśmy sie na pokaz, okrążamy serce fontanny 3 razy na szczęście. Szczęsliwi wpadamy do Tesco, drobne zakupy na jutrzejsze sniadanie, kilka piwek 3,5S$/0,33L. Wychodzimy z innej strony i po kilku pomocnych wskazówkach od lokalsów łapiemy taksówkę (7S$) na Arab Street, gdzie chcemy zjeść kolację. Czytaliśmy o urokliwej uliczce pełnej małych restauracyjek, a widzimy tłum ludzi palących nie tylko szisze. Spadamy do Chinatown, ale coś pomyliliśmy w metrze i w pośpiechu lądujemy z biletami MRT na stacji LRT. Para singapurczyków bardzo chce nam pomóc widząc, że bilet nie otwiera bramki. Idą z nami do kasy, proszą o zaczarowanie biletów, bramka się otwiera, musimy biec, bo za chwilę odjeżdża ostatnie metro. Wspólnie dobiegamy do nadjeżdżającego pociągu, my wsiadamy, a para macha na pożegnanie, przyjaźń polsko-singapurka pogłębiona.
Chińczycy po północy już zamknęli Food Center, jemy na kolację jutrzejsze śniadanie. Para Francuzów opowiada o swoich poszukiwaniach pracy, mieszkają miesiąc w Backpakers Inn, wyrazy współczucia. Odprawiamy bagaże on-line, idziemy spać.