Wypełniamy formularze, dostajemy stemple i szybko uciekamy przed naganiaczami transportu. Po drodze zawijamy ze sobą parę Słowaków, którzy też próbowali opędzić się od naganiaczy i stajemy przy krawężniku kilkadziesiąt metrów od chaosu. Dla pogłębienia polsko-słowackiej przyjaźni wyciągam brandy, a Słowacy rewanżują się Beherowką; naganiacze nie wiedzą o co chodzi, bo mówimy, że nam tu dobrze i nigdzie nie chcemy jechać.
W końcu zaczynają podchodzić właściciele samochodów/taksówek i proponują swoje stawki. Ponieważ piwo skończyło się w kolejce po stemple, czas jechać. Wybieramy gościa, który zgodził się na 40USD/4os z podwózką do naszych hoteli. Po drodze jakaś knajpa, tankowanie i robi się nagle późno; kierowca proponuje szybki podjazd na zachód słońca, bo z hotelem już nie zdążymy, no to jedziemy.