Z Trat Bus Station obowiązkowy, lokalny tuktuk za 60B do jedynego, rozsądnego Trat Center Hotel. W hotelu stacjonuje ekipa z Google Street, a rząd samochodów z kamerami parkuje pod oknami. Chyba hotel nie jest zły. Szybki prysznic i rozpoznanie okolicy. Nocny targ w zasięgu kilkuset metrów, napoje odkażające w 7-eleven, kilkoro białych na targu, też przyszli na kolację. Szukanie biur podróży jest bez sensu, tu nie ma biur podróży. Kilka punktów sprzedaży biletów na Koh Chang lub do BKK. Siadamy w knajpie, gdzie stolik i fotele graniczą z krawężnikiem skrzyżowania, ale fajnie grają. Zamawiamy piwo i pytam dla żartu kelnerkę, czy zna sposób na transport do granicy z Kambodżą. Dziewczyna dzwoni do szefa knajpy, a on przedstawia mi wersję do granicy i do Sihanoukville. Hmm, nie mamy porównanie, więc umawiamy się, że jak jutro nie oddzwonię do 10-tej, to temat nieaktualny. Wracamy spać, jutro Kambodża.