Na śniadanie dostajemy zestaw dla białych czyli musli do zalania mlekiem, pozostali dostają nudle do zalania bulionem i piekielnymi przyprawami. Ponieważ wieczorem nie znaleźliśmy transportu do granicy więc rano wychodzę na główną ulicę. Ale tutaj biały na krawężniku nie robi na nikim wrażenia, nie ma taksówek, tutktuków i żadnych napisów poza tajskimi. Trat jest tylko miejscem przesiadkowym, a wielu turystów zmierzających na Ko Chang nawet nie wjeżdża do miasta. Po pół godzinie wracam, pakujemy się i prosimy w hotelu o taksówkę na dworzec autobusowy. 5 min czekamy, 5 min jedziemy, 50B płacimy. Na stanowisku "Cambodia border" stoi bus, czekamy pół godziny na komplet 10 osób, 120B/os, ponad godzinę jazdy. Prosta odprawa tajska, nabierają nas na pomiar temperatury za 20B, robimy krótkie rozpoznanie w upale. Po opędzeniu się przed wielkimi naciągaczami za 3000B taksówką dajemy się naciągnąć małym naciągaczom na bilet do Sihanoukville za 500B/os. Ciekawi i uparci mogą podjechać tuktukiem do Ko Klong i łapać jakiś autobus; cen nie znamy, pewnie połowę tego co zapłaciliśmy. Tuktuk podwozi nas do skrzyżowania w Ko Klong gdzie czeka na nas autobus rejsowy, wskakujemy, znów jedyni biali, jedziemy...